Św. Brat Albert w poezji
Nie było to świadectwo rewolucji,
nie było to świadectwo protestu;
było to świadectwo miłości,
służby i oddania bez reszty.
Jesteś jednakże straszliwie niepodobny do tego, którym jesteś
Natrudziłeś się w każdym z nich.
Zmęczyłeś się śmiertelnie.
Wyniszczyli Cię –
To się nazywa miłosierdzie.
Przy tym pozostałeś piękny.
Najpiękniejszy z synów ludzkich.
Takie piękno nie powtórzyło się już nigdy później –
O, jakież trudne piękno, jak trudne.
Takie piękno nazywa się Miłosierdzie.
Karol Wojtyła
Najpiękniejszy z ludzkich synów
Najpiękniejszy z ludzkich synów
Jezu Chryste Miłosierny,
Twa korona nie z wawrzynu,
lecz z raniących czoło cierni.
Płaszcz królewski nie z soboli,
ale Twojej Krwi szkarłatu,
Oto Człowiek, co z miłości
ofiarował życie światu.
Najpiękniejszy z ludzkich synów
berłem Twoim krucha trzcina,
bo objawił Bóg w słabości
moc i chwałę Swego Syna.
W ludzkim bólu Pan obecny,
stał się bratem dla nędzarzy,
„Ecce Homo” Król cierpiących,
Swoim sercem nas obdarzył.
Marek Skwarnicki
… w imię RAN CHRYSTUSA-KRÓLA
bezdomni
obdarci
zawszeni
głodni
grzechami skażeni
przez świat „czystych”
nie przyjęci
przez świat „czystych”
odrzuceni
was przygarniam
was przytulam
w imię Ran CHRYSTUSA-KRÓLA
Jego krwią
chciałbym was koić
Jego krwią
chciałbym was leczyć
tego sam nie wymyśliłem
tego chce BÓG-SYN CZŁOWIECZY
czy mogę MU nie być posłuszny?
Sergiusz Riabinin
Brat Albert
Habit miał szary i sztywny,
przetyczką drewnianą spięty –
w spojrzeniu jasność dziecięcą,
dobroć i ciszę – jak święty.
Na wóz się wdrapał z trudnością,
bo jedną miał nogę drewnianą
i ruszył sobie na Kraków
w jesienne, jasne rano.
„Dla biednych zbieram, dla biednych,
dla najbiedniejszych w mieście.
W przytułku mam chorych i głodnych,
więc datki, najmniejsze choć, nieście.
Co łaska. Za wszystko – Bóg zapłać,
za strawę, odzież czy grosze.
Dla biednych zbieram, dla biednych,
na litość Boga was proszę”.
I wołał tak z wozu do ludzi
a oni, śmiejąc się skrycie,
łokciami się trącali –
„To jakiś wariat. Widzicie?”
Już słońce wyszło wysoko
i skwar wrześniowy doskwierał –
Brat Albert, choć ciągle rosił,
niczego nie uzbierał.
Szkapina już ledwo ciągnęła
dudniący wózek po mieście,
gdy na Szczepańskim placu
znaleźli się nareszcie.
Ogarnął ich gwar i słońce,
ruch, szum i zamęt rynkowy.
Tłum się przelewał dokoła,
krzyczący i kolorowy.
Brat Albert stanął na wozie,
a głos nad gwarem precz leciał,
gdy mówił o nędzy w przytułku,
o głodnych chorych i dzieciach.
Pokorą wielką uparty,
a miłosierdziem natchniony,
żebrał tak ludzkiej litości
dla głodnych i opuszczonych.
A z placem coś nagle się stało –
jak gdyby malin ktoś miską
potrząsnął silnie, czy jakby
kij raptem wetknął w mrowisko.
Pozwały się baby pstrokate,
od koszów, jarzyn i krup,
i niosły co która mogła,
ta chleb, ta ser, ta drób.
I dudnił wózek drewniany,
gdy weń sypano ziemniaki
i lśniły łyse kapusty,
marchew, ogórki,- buraki.
Słoniny dostał dwa połcie
i jagły ziarniste i złote –
„A naści, a bierz kwestarzu,
nakarm tę twoja biedotę”.
Dziękował jak tylko umiał
radością jaśniał i rósł.
A za nim od hojnych datków
kwestarski piętrzył się wóz.
Więc pożyczyli mu inny
i konia zaprzęgli do szkapy,
bo darmo prężyła szleje
i rozdymała chrapy.
Aż wreszcie gdy odjeżdżał,
na workach krup i kasz,
szary, pokorny, wdzięczny,
ku niebu wznosząc twarz.
Patrzyły za nim długo, patrzyły za nim w ślad,
łzami wzruszenia błyszczące ,
oczy krakowskich bab.
Dziś – jego wózek koślawy
stoi gdzieś pewnie pod bramą
niebieską i gwiazdami,
jak gwoźdźmi, nabijaną.
A święty kwestarz z nieba
w dół patrząc z wysokości
na dzieło swego życia,
ofiary i litości,
wspomina z rozrzewnieniem,
jak to w Krakowie mieście
wspomogły go przekupki
w pierwszej ulicznej kweście.
Beata Obertyńska